Rodzinne miasto Lany, Kranj, znajdowało się na północny zachód od Lublany. Dziewczyna uciekając z domu, choć w niewielkim stopniu przybliżyła się do morza a do niego od dzieciństwa ją ciągnęło. Miała takie marzenie - zamieszkać w domu z widokiem na morze. Dusza romantyczki odzywała się w niej bardzo często, ale przy Juriju starała się ją w sobie zdusić, stłamsić. Bała się na początku, że Jurij może wykorzystać tą jej słabość przeciwko niej.
Z czasem jednak zauważyła, że on też ma kilka swoich dziwnych zachowań i słabości.
Lubiła robić mu na złość. I w jednej kwestii miała nad nim przewagę. Tepes z racji wykonywanego zawodu musiał trzymać się wytyczonej diety, Lana zaś z pełną świadomością swojej złośliwości, wieczory spędzane na tłumaczeniu tekstów umilała sobie kubkiem herbaty i czekoladą. Kostką, dwoma, ewentualnie kilkoma.
Widziała te ukradkowe, zazdrosne spojrzenia Jurija.
Och, to było wredne, ale taka już była jej natura.
Teraz, gdy Jurij był na Olimpiadzie, ta czekolada nie smakowała już tak dobrze, jak kiedyś. Popołudnia zajmowały jej konkursy skoków narciarskich, a raczej kompromitacyjne próby młodego Tepesa. I nie było to złośliwe. Stwierdzała czysty fakt, który ją po prostu martwił. Jedynie pierwszy skok chłopaka z konkursu drużynowego przypominał choć w maleńkiej części formę z końcówki ubiegłego sezonu.
Coś było nie tak.
Jurij ewidentnie miał jakiś problem. Coś go blokowało, choć i tak on nigdy by się do tego nie przyznał. Lana była w pewnym stopniu przerażona tym jak szybko pozbierał się po stracie tej najukochańszej dziewczyny, Zary,
Syknęła z bólu, bo ta myśl zadała jej niemal fizyczne cierpienie. Ale teraz już była za daleko, nie mogła się poddać.
I choć nie wiedziała, czy ma dla kogo, ale musiała walczyć. To nie były już role dla nich, nie grali teraz, ale mimo wszystkiego, choć nieraz traciła w to wiarę, ale była wciąż na krętej drodze do nowego życia i szczęścia.
Soczi
Jurij, wyjątkowo załamany swoją postawą w konkursach, nie przespał dobrze tej nocy. Wczesnym rankiem, gdy większość zawodników jeszcze spała, wyszedł na chwilę na zewnątrz. Potrzebował chwili wolności. Rześkie powietrze rozbudziło go zupełnie.Przed hotelem dostrzegł niewysoką, jasnowłosą dziewczynkę. Widział ją gdzieś wcześniej, był tego pewien, ale nie mógł zrozumieć, skąd ona się tam wzięłam tym bardziej bez opieki.
- Zdrastwujtie. - przywitała go z dziecięcą radością.
-Zdrastwujtie. - odparł, mocno zaskoczony. - Jak masz na imię?
- Ljubow. - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
Już wiedział, kim była. 11 - letnia Ljubow brała udział w ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich, zachwycając niektórych swoją dzielnością i odwagą.
- Aha.... pięknie. - stwierdził, nie bardzo wiedząc, co może powiedzieć takiej dziewczynce.
- Niech się pan nie martwi. Jeśli pan szuka swojego skarbu, to może pan już go ma, tylko o tym nie wie. - odezwała się nagle. - Niech pan wybaczy, ale muszę już iść. Do widzenia. - dodała po chwili, dygnęła przed nim i poszła przed siebie.
- Do widzenia. - mruknął, jeszcze bardziej zszokowany niż na początku.
Spotkanie z tym złotowłosym aniołkiem w postaci jedenastoletniej Ljubow niemal całkowicie odmieniło jego dzień. Postanowił jednak zachować to dla siebie, jako osobiste przeżycie.
Ljubow. Miłość.
Nie rozumiał do końca jej słów. Czy rzeczywiście miał jakiś skarb....?
Miran Tepes spotkał się ze swoim synem na lotnisku, gdzie cała słoweńska ekipa czekała na swój lot do Słowenii. Po prawie trzech tygodniach nieobecności mieli wrócić do swoich domów. Jednych cieszyło to bardzo, drugich troszkę mniej, a jeszcze innym było to obojętne.
Jurij westchnął głośno, tym samym przyciągając uwagę Mirana. Nie miał ochoty na żadne pouczające rozmowy.
Większość pewnie i tak uzna, że znów się obraził na cały świat.
- Wiem, że ty i ta twoja współlokatorka nie pałacie do siebie przesadną sympatią... ale czy zadzwoniłeś choć raz do niej? Nie chcę was swatać, ale tego wymagają jakiekolwiek zasady... - powiedział Miran. Jurij poruszył się nerwowo na plastikowym krzesełku. Co miał powiedzieć? Nie, nie zadzwonił, ale nie sądził, by Lana szczególnie nad tym ubolewała. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby tego nie zauważyła.
- To świetnie, że nie chcesz nas swatać. - mruknął Jurij.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, jak ona się nazywa? - zapytał łagodnie. Jurij spiął się i wypuścił z płuc ze świstem powietrze.
- Lana Zelijman. - rzucił zdawkowo z nadzieją, że to zakończy rozmowę.
Miran Tepes pokiwał głową ze zrozumieniem. Jej samej nie znał, ale poznał jej rodziców, a zwłaszcza ojca. Nie znał powodów, dlaczego jego syn kłóci się ciągle z panną Zelijman, ale wiedział, że z pewnością musi to być wyjątkowa dziewczyna.
___________________________________________________________________________
Rozdział w zasadzie o niczym, przepraszam.
Trzymajcie się.
Każdy rozdział składa się ze słów, a skoro są słowa, to tekst musi mieć już jakiś sens — przeczytałam i stwierdzam, że bluźnisz, bo rozdział wcale nie jest o niczym :) Wspominałam już chyba, że interesuje mnie sytuacja bohaterów i ich wzajemne relacje, które nie są proste i dlatego właśnie ciekawe. Spodobał mi się Miran — wcale nie chce ingerować w życie syna i nie zamierza go swatać :)
OdpowiedzUsuńDodajesz krótkie rozdziały i zanim zdążę się wczuć w tekst, to ten się kończy. Mam nadzieję, że rozkręcisz się wkrótce i nastąpi jakiś przełom w ich relacjach. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
jak o niczym skoro o wszystkim?! ta dziewczynka jest boska...Dała do zrozumienia Jurijowi, że skarbem jest chyba Lena, prawda? :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :*
Haha, oj niedobra dziewczyna z tej Lany jest! Bo żeby tak perfidnie na oczach Jurija, który jako sportowiec musi trzymać pełną dietę, jeść czekoladę? Oj, nieładnie, heh. Szkoda, że Tepes nie trafił z formą na Igrzyska, które w życiu sportowca są najważniejszą imprezą. No, ale cóż. Zdarza się.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie ta mała dziewczynka, Ljubow. Mówiła o jakimś skarbie, który on ma, ale go nie zauważa.. czyżby chodziło o naszą Lanę? Tak mi się zdaję.
Ach, no i pan Miran Tepes. To dobrze, że nie zamierza swatać jego syna ze współlokatorką, jak robi większość rodziców.
Pozdrawiam i weny życzę:*
O niczym? U mnie każdy rozdział jest o niczym.
OdpowiedzUsuńA tutaj się okazuje, że Jurij ma już skarb. I imię dziewczynki nie jest przypadkowe. Tylko jest za wcześnie, żeby on ten skarb zauważył. Ale ja myślę, że to w końcu nastąpi.
buziaki :**
O niczym? Ten rozdział był świetny. Taki... magiczny.
OdpowiedzUsuńCzasem rozdziały o "niczym" są potrzebne, bo nie zawsze dzieje się jakaś spektakularna akcja. Ojciec Jurija mnie urzekł :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko ale umieram na grypę ;) Pozdrawiam :)
To nie jest rozdział o niczym! ;)
OdpowiedzUsuńJest przepiękny, słowa Ljubow wspaniałe ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny! ;)
Buziaki kochana ;*
Wow, jestem oczarowana. Nawet podwójnie, bo:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - ten styl w połączeniu z tematyką to istny majstersztyk. Wszystko jest tak jakby starannie dobrane, jakbyś spędzała dużo czasu by dobrać odpowiednie słowa.
Po drugie - Ta dziewczynka. Chociaż nie duża jej rola tutaj, to mnie strasznie urzekła. Mam nadzieję, że dzięki niej Jurij sobie coś uświadomi ;) A tak poza tym to urzekła mnie także podczas ceremonii otwarcia i zamknięcia, przepiękna dziewczynka no i jaka odważna!
Zdecydowanie będę tu wracać ;D
Jurij ma jakiś problem i chyba jest nim Lana. Albo się dzieciątko zagubiło w uczuciach albo nie umie się odnaleźć, bo sytuacja jest cokolwiek dziwna.
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest o niczym, jest o wszystkim tym, co trzeba.
Dziewczynka-wróżbitka zaszalała. Jurij mógłby zacząć dla odmiany używać głowy i zastanowić się nad sensem wypowiedzianych przez nią słów. I będzie good.
Pozdrawiam ;*
http://www.niedorosla-milosc.blogspot.com - Marinus Kraus