czwartek, 27 marca 2014

rozdział ósmy, czyli zanim odejdziesz

         Radzili jej, by dała sobie spokój. Na początku nie mogła w to uwierzyć. Jego przyjaciele kazali jej go zostawić, pozbawić w zasadzie jedynej podpory. Nie potrafiła zrozumieć ich toku rozumowania nawet w najmniejszej części. To było dla niej zwyczajnie okrutne. Nie umiałaby go zwyczajnie zostawić, choć doradzali jej i Clara, i Robert, i trochę Peter.
Zasługiwał na to. Wiedziała, że on na to zasługuje i czasem nawet miewała taką ochotę,  ale zaraz potem wracała do niej rzeczywistość. Nie miała nic. Nie miała dokąd uciec. Była zależna od niego, od jego dobrej woli, cierpliwości, nastroju.
      Zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Mogłoby się wydawać niejednemu człowiekowi dziwne, być jeszcze bardziej skrytym. Lana przeczyła wszystkim możliwym granicom i zachowaniom całą swoją wątłą postawą.
***
       Długimi, dokładnymi pociągnięciami szczotki rozczesywała jasne włosy. Wiele by dała, aby znów było tak, jak kilka tygodni temu. Kiedy ta niepozorna czynność wywoływała u niego zdenerwowanie. Wtedy, zdawałoby się, wszystko było łatwiejsze. Wtedy jeszcze go nie kochała.
Zamknęła oczy. Ileż by dała za cud prawdziwej miłości? Takiej, której nigdy do tej pory nie doświadczyła. Być może tak krótkiej, ulotnej; być w pełni szczęśliwą choć przez jeden dzień.
Zadrżała. Nie tylko dlatego, że przez uchylone okno wpadało wręcz lodowate powietrze. Był tu. Czuła jego obecność; bez trudu mogła policzyć kroki głuszone przez miękki dywan. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości, jakby nie chciał przekroczyć pewnej granicy. Ściany raniących słów i gestów kierowanych pod jej adresem. Nie śmiał teraz narzucać się jej swoją obecnością.
- Zanim odejdziesz... - zaczął cicho, niepewnie, obawiając się jej reakcji. Nie mógł już dłużej tego w sobie dusić.       
Wiedział. Nie miała pojęcia, skąd, ale znał prośby i polecenia swoich przyjaciół. Co więcej, nie zdawał się być specjalnie zdziwionym, a raczej pogodzonym.
W pełni świadomym swoich czynów?
Odłożyła szczotkę i odwróciła się gwałtownie w jego stronę. Tak wiele słów grzęzło jej w gardle. Zdań, których pewnie nigdy nie wypowie, a które mogłyby tak wiele zmienić. Przez zaciśnięte gardło przeszło jej tylko:
- Ja wcale nie chcę...
Przerwała w pół niedopowiedzianej kwestii. Chłopak niemal w jednej chwili znalazł się obok niej.
- Zostań.
Propozycja była oczywista, nie do odrzucenia. Nie umiałaby go zostawić.
      Ujął w swoje duże dłonie jej drobną twarzyczkę. Popatrzył przez dłuższą chwilę jej w oczy, by znów się przekonać, że są piękne i dobre. Ich czoła się zetknęły; obojga przeszedł nienazwany dreszcz. Wahał się, ale tylko przez chwilkę. Nie mógł już dłużej się temu opierać, zbyt dużo to wszystko ich kosztowało.
Pocałował ją długo, ale delikatnie, z obawą, że ją spłoszy i straci. Z każdą chwilą poddawała się mu coraz bardziej. Zamknął ją w swoim żelaznym uścisku. 
Nie czuł nic porażającego. Powoli narastało w nim uczucie niewypowiedzianej ulgi. Wszystko się rozstrzygnęło. Łatwiej, niż sądził.
Złożył na jej czole czuły pocałunek, rodzaj zapewnienia. Nie był dobrym mówcą, nieprzemyślanym słowem mógł zepsuć tą bezprecedensową chwilę.
Płakała. Poczuł, jak wielkie, słone krople moczą mu koszulkę. Uniósł ostrożnie jej podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał, wycierając kciukami łezki z jej bladych policzków.
- Boję się.
- Czego?
- Samotności. - powiedziała z lękiem. Uśmiechnął się i znów ucałował ją w czoło.
- Już nie musisz. - zapewnił.
Oczyszczenie przyszło być może w ostatniej chwili. Musiała się oczyścić ze wszystkiego, co toksyczne, by zacząć żyć przy nim od nowa.
Spojrzeli sobie w oczy po raz kolejny, ale nie dostrzegli w sobie strachu, a jedynie nadzieję i wiarę. Lęk, który był jej trucizną, zniknął, choć na moment, kiedy znajdowała się w jego ramionach.
        Nie mieli gwarancji, że będzie dobrze. Wierzyli, że będzie lepiej. Droga, jaka ich czekała, nie miała w sobie nazbyt wiele z łatwej i miłej im obojgu, lecz mówią przecież miłość cierpliwa jest, łaskawa jest...
***
    Spała tak spokojnie. Muskał delikatnie opuszkami palców jej gładki policzek, napawając się spokojem i ciepłem, bijącym od niej. Poruszyła się nieznacznie, a on przez moment bał się, że ją obudził. Ona jednak mruknęła coś cichutko i spała dalej, a on odetchnął z ulgą. Jego wzrok spoczął na jej ustach, które kilka godzin wcześniej tak zapamiętale całował.
Czy żałował? Nie. Poddał się temu uczuciu, co nie chciało go opuścić i którego się bał. Był rozdarty między dawną - dotychczasową miłością - tą najpierwszą prawdziwą - do Zary, a uczuciem, którym darzył Lanę. Taką nieporadną miłością, która go zniewalała. To rozdarcie trzymało go w zawieszeniu, wahaniu, i tylko dlatego jeszcze nie zakochał się w niej całkowicie. Jakaś część jego serca nie pozwalała mu na to.
Nie chciał już kłamać, uciekać przed prawdą. Wystarczająco dużo bólu zadał jej swoim zachowaniem do tej pory. Nadszedł czas, by skończyć wszystkie gierki, w których Lana była tylko niczego nieświadomym pionkiem. Musiał to skończyć, jeśli nie chciał jej stracić.
Ucałował ją czule w czoło, i wciąż przyglądał się jej delikatnym rysom twarzy i pozwolił sobie, by wreszcie napełniło go szczęście, którego nie czuł od dawna.
________________________________________________________________
Milutko było pisać ten rozdział. Ale nie martwcie się, tu chyba końca jeszcze nie będzie. Jeszcze długa droga przed nimi. 
Trzymajcie się ;)

7 komentarzy:

  1. No naprawdę taki miły, wręcz oczyszczający z niepozytywnych emocji rozdział.
    Dobrze, że nie zamierzasz kończyć.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jakie to magiczne i cudowne *-*
    Tak pięknie piszesz, że każdy rozdział jest taki wspaniały.
    Uwielbiam czytać twoje blogi ;)
    W końcu oboje zrozumieli co tak naprawdę czują ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie przekroczyli tę barierę, która ich dzieliła. Wyznali własne uczucia, a to pierwszy i najważniejszy krok. Teraz może być już tylko lepiej. I szczerze trzymam za nich kciuki, żeby przetrwali mimo wszystko i wbrew wszystkim, którzy radzili jej zostawić Jurija. Nie mieli racji. I widać, że oni naprawdę stali się dla siebie bardzo bliskimi i ważnymi osobami, nie mogą tego zmarnować.
    Kolejny pięknie napisany rozdział, pełen emocji. Gratuluje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowość
      ---> http://the--bittersweet--life.blogspot.com <----
      Marzycielka

      Usuń
  4. Jejku, świetnie mi się czytało ten rozdział, jak i całe to opowiadanie. Tyle w nim emocji, no, wszystko świetnie, tylko mógłby być trochę dłuższy, ale sama takowych nie piszę, więc nie będę narzekała.
    Wreszcie dotarło do nich, że coś do siebie czują i ten pocałunek tylko ich w tym utwierdził. Również mocno zaciskam za nich kciuki, aby tylko dobrze im się ułożyło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, jaki piękny ten rozdział. Ty tak cudownie operujesz emocjami. Wow. Chciałabym tak. Ale ten ostatni fragment - przemyślenia Jurija - faktycznie sugeruje, że jeszcze długa droga przed nimi. No cóż. Nie da się tak hop siup przeskoczyć różnych spraw i tematów. Ja mam tylko nadzieję, że w końcu im się uda. Takie życzenie drobne :)
    jesteś cudowna :D
    P.S. Koen będzie. Jeszcze nie wiem - kiedy, ale będzie :) [http://little-stupid-thing.blogspot.com/]
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki słodki rozdział! Wybacz, że dopiero teraz tu przybyłam, ale jestem tak zakręcona i niezorganizowana, że już bardziej chyba nie można. Czekałam na kolejną część tej perełki i się nie zawiodłam. Podczas czytania towarzyszyło mi uczucie takiej przyjemnej lekkości, a ich pocałunek był delikatny i rzeczywiście dał ulgę. Oby tak dalej, choć czuję, że wkrótce postanowisz wprowadzić odrobinę niepokoju czy przeszkód do fabuły. Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń